Przejechał pół tysiąca kilometrów dla córki. Cezary walczy o spotkania z dzieckiem

Odkąd była żona przeprowadziła się do Warszawy, Cezary cierpi z powodu ograniczonego kontaktu z córką. Nie jest w stanie pogodzić pracy zawodowej z pokonywaniem 500 km kilka razy w tygodniu, ale córka jest jego oczkiem w głowie.

– To jest mój akt desperacji. Nie dosyć, że córka mieszka kilkaset kilometrów ode mnie, nie mogę odbierać jej ze szkoły, to na prośbę mojej byłej żony nie mam dostępu również do ocen córki – opowiada Cezary Brak, ojciec który w ostatni weekend pojechał do córki rowerem. Podróż z Grudziądza do Warszawy zajęła mu 15 godzin.

Od 2015 roku Cezary Brak ma utrudniony kontakt z córką. Mężczyzna nie chce zagłębiać się w szczegóły i powody rozwodu, ale przyznaje, że to on złożył papiery. – Ówczesna żona źle traktowała zarówno mnie, jak i córkę, ale nie chcę prać teraz brudów publicznie ze względu na dobro dziecka – opowiada.

Dopóki była partnerka mieszkała w tym samym mieście, mężczyzna mógł regularnie widywać się z dzieckiem. – Przed sądem wywalczyłem spotkania w każdy wtorek, czwartek i w co drugi weekend – wylicza, choć wnioskował o pełną opiekę nad córką. Maja chętnie widywała się z ojcem, który nie tylko otaczał ją troską, ale też starał się zapewniać różnego rodzaju atrakcje.

Wszystko dla Mai

W tegoroczne wakacje zabrał córkę na południe Polski, żeby pierwszy raz pokazać jej góry. Pojechali w czwórkę wraz z nową żoną i jej 8-letnią córką. Gdy ich wspólny czas dobiegał końca, zamiast do Grudziądza, na żądanie byłej żony musieli córkę odwieźć pierwszy raz do Warszawy, gdzie mama zamieszkała razem ze swoim nowym partnerem – wspomina

Podczas rozwodu sąd, widząc skonfliktowane strony, odebrał Cezaremu prawo wyłącznie do współdecydowania o wyborze szkoły i sposobu leczenia dziecka. W związku z tym matka 7-letniej Mai mogła zmienić miejsca zamieszkania ich córki bez zgody ojca. – Zrobiła to zgodnie z prawem, ale przekazała mi nowy adres dopiero na dwa tygodnie przed przeprowadzką. Dziecko również o niej nie wiedziało – przyznaje.


Ze względu na dużą odległość Cezary nie jest w stanie spotykać się z córką w środku tygodnia. – Zostają nam dwa weekendy w miesiącu i tylko jeden z nich uwzględnia możliwość nocowania córki u mnie – opowiada. – Chciałem, żebym zamiast wtorków i czwartków mógł przyjeżdżać do Mai w piątek wieczorem, ale eksżona skwitowała to krótko: „Nie. Jeśli chcesz, to idź do sądu” – dodaje.

Sprawa trafiła już na wokandę, ale trzeba będzie trochę na nią poczekać. Tymczasem dla mężczyzny każda minuta z córką jest na wagę złota. – Wyjeżdżam w sobotę o 6 rano, żeby punktualnie o 10 móc ją zabrać. Po ośmiu godzinach odwożę ją do matki i, albo wracam na noc do Grudziądza, albo wykupuję nocleg w hotelu. Gdybym spóźnił się kilkanaście minut, będzie czekała na nas już policja, bo o tym zawsze uprzedza była żona – opowiada.

Cezary Brak przyznaje, że przy obecnych okolicznościach pieniądze szybko topnieją. – Paliwo, hotel, tysiąc złotych alimentów to bardzo dużo, a należy pamiętać, że kupuję Mai również wszystkie niezbędne rzeczy do szkoły i do ubrania. Mimo że to była żona otrzymuje pomoc od państwa, to ja kupiłem niezbędne przybory do szkoły i plecak – mówi. Jednak kwestia pieniędzy dla niego schodzi na drugi plan. – Dla córki zawsze znajdę pieniądze, aby niczego jej nie brakowało. Choćbym miał wykopać je spod ziemi – zapewnia.

Ojcowie mają pod górkę

Cezary załamuje ręce widząc, w jak trudnej sytuacji są w Polsce samotni ojcowie. – Byłe żony utrudniają kontakty z dziećmi, a sądy są zazwyczaj bardziej przychylne matkom dzieci – twierdzi.

To prawda. Według badań GUS z 2013 roku, 4 proc. ojców ma przyznane przez sąd prawo do wychowywania dzieci. Należy jednak zaznaczyć, że statystki odnoszą się wyłącznie do decyzji sądu. Nie jest uwzględnione w tym, ilu ojców wnioskowało o to, aby dziecko było pod ich opieką. Często mężczyźni dobrowolnie zgadzają się, żeby dziecko mieszkało z matką.

W tym przypadku ojciec dziecka robi wszystko, co w jego mocy, żeby móc spotykać się z córką i aktywnie uczestniczyć w jej wychowaniu. 16 października wpadł na pomysł, aby pojechać do Mai rowerem. – Napisałem o tym na Facebooku i momentalnie dostałem setki wiadomości – wspomina. Mieszkańcy Grudziądza zatroszczyli się o każdy detal podróży – Ktoś kupił nową dętkę, ktoś przyniósł mi dobrą lampkę – opowiada.


Cezary dostał również na kilka dni małego busa: „Masz, zrób z nim co chcesz, może ci się przydać”. Następnie odezwała się drukarnia, która w ekspresowym tempie okleiła samochód napisami oraz firma cateringowa z ciepłym jedzeniem na podróż. Pomoc nadchodziła z każdej strony. Gdy wszystko było gotowe, mężczyzna zadzwonił do Mai z nowiną. „Supeeer!” – usłyszał w słuchawce rozradowany głosik 7-letniej córeczki.

Cezary wyruszył równo w sobotę o północy. Przez pierwsze kilkanaście kilometrów towarzyszyło mu wielu mieszkańców Grudziądza. Później tata Mai był już zdany na siebie oraz kolegę, który jechał za nim busem. – Byłem bardzo zmotywowany i nieustannie myślałem o córeczce, o tym jak bardzo była radosna, że będzie mogła mnie zobaczyć – wspomina.

Mężczyzna pierwszy postój zrobił dopiero po czterech godzinach. – Była szósta rano, było już dość zimno i zatrzymałem się na stacji benzynowej w Sierpcu, aby ogrzać organizm – mówi. Ku zdziwieniu Cezarego sprzedawca go rozpoznał. – O, to pan! Kojarzę pana z Facebooka! Jedzie pan rowerem do córki – powiedział podekscytowany i podziwiając zdesperowanego tatę, ufundował mu ciepły napój.

Nie tylko w Sierpcu rozpoznano Cezarego. Na trasie ludzie machali mu z samochodów i pokazywali uniesione w górę kciuki. Co więcej, kilku kolarzy dołączało się na chwilę do zdeterminowanego ojca. – Jeden z nich powiedział, że jest w podobnej sytuacji i kibicuje mi z całego serca. To było bardzo budujące – wspomina.

Cezary dojechał do Warszawy po piętnastu godzinach. Niestety nie udało mu się spotkać z ukochaną córką. Matka dziewczynki zabrała ją z mieszkania.


Mężczyzna nie może mieć pretensji, bo w miniony weekend nie miał prawa do spotkania. – Zaryzykowałem licząc tylko na to, że uda mi się zobaczyć córkę, chociażby w oknie. Ona i tak zazwyczaj spędza sobotnie popołudnie albo w domu, albo w pobliskiej galerii handlowej. Nie chciałem wyjeżdżać w tzw. mój weekend, bo nie wiedziałem, czy uda mi się dojechać na czas, czy coś nie wydarzy się po drodze – podkreśla. – A dla mnie każda sekunda z Mają jest cenna – dopowiada.

Cezary zdaje sobie sprawę, w jak trudnej sytuacji się znalazł, ale wierzy, że jeszcze kiedyś córka będzie z nim mieszkać. – Gdy skończy 13 lat, nabierze zdolności do czynności prawnych i sama będzie mogła przed sądem zdecydować pod dachem, którego rodziców chce żyć – tłumaczy. – Do tego czasu będę stawał na rzęsach, żeby pokazywać jej, jak bardzo ją kocham – zapewnia.

Skontaktowaliśmy się z byłą żoną Cezarego, aby poprosić ją o komentarz. Niestety kobieta nie zgodziła się na rozmowę.

Źródło: Wirtualna Polska

Zdjęcie w nagłówku: Cezary Brak


Portal TylkoTata jest przedsięwzięciem społecznym i istnieje tylko dzięki hojności naszych Darczyńców. Jeśli tylko podoba Ci się to, co robimy, możesz wesprzeć nas dowolną kwotą, która pozwoli nam dalej prowadzić naszą wywrotową 🙂 działalność. Po prostu kliknij banner ze świnką-skarbonką i gotowe! WSZYSTKIM DARCZYŃCOM DZIĘKUJEMY Z CAŁEGO SERCA!

Udostępnij

6 Replies to “Przejechał pół tysiąca kilometrów dla córki. Cezary walczy o spotkania z dzieckiem”

  1. Nikt, kto nie doświadczył tego bólu, nie zrozumie. U mnie, po 4 latach opieki naprzemiennej, sąd nagrodził matkę dzieci (za próbę wyjazdu z dziećmi bez mojej zgody do innego miasta i rzekomy konflikt, którego nie było), przyznaniem jej opieki, ograniczeniem mi praw i ustaleniem widzeń co drugi weekend i 4h w tygodniu. Na szczęście na wyjazd się nie zgodził ale wywrócił dzieciom życie do góry nogami a matka liczy każdą minutkę, by nasz kontakt był jak najmniejszy. Tak wygląda sprawiedliwość w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej.

  2. 1. Ojciec nie mówi dlaczego małżeństwo się rozpadło, niby dla dobra dziecka…
    2. Żeni się drugi raz, w dodatku z kobietą, która ma już swoje dziecko…
    3. Pokazuje matce i systemowi, że pieniądze się dla niego nie liczą i będzie nimi „rzucał w dziecko”…

    Ad.1 Korzysta na tym oczywiście matka ta, jak i wszystkie inne, bo społeczeństwo dalej nie będzie dostrzegać mrocznej natury kobiet. W drugą stronę, kobieta kłamała by przed sądem i przed rodziną bez skrupułów.
    Ad.2 Ten sam błąd? Jak tutaj rozpadnie się małżeństwo, to co z jego przybraną córką? Odetnie się od niej, czy znowu będzie płacić?
    Ad.3 Czyli i matka, i system, z uśmiechem na twarzy będą wyciągać ręce po pieniądze. Nie ważne ile facet zarabia, jego finansowa poduszka bezpieczeństwa jest marna przy takich wydatkach. Jak coś się stanie, cierpieć będą na tym obie jego córki, biologiczna i ta nowa. Dodatkowo jego zadłużenie będzie rosło…

    Podsumowując, tak, zrobiło mi się smutno czytając tą historię i łezka w oku się kręci. To jasne, że facet ma rację, a system ich kłóci i niszczy rodzinę i ich finanse. Ale w ten sposób nie wygrało się jeszcze z systemem. Tylko głośne wrzaski na ten temat i jawny bunt mogą tą i wiele innych sytuacji zmienić. W przeciwnym wypadku dalej będzie tak samo i nic nigdy się nie zmieni.

  3. Cenzura na tylkotata. Nieźle. Czyli jednak jesteście po prostu częścią systemu i udajecie, że stoicie po stronie ojców. Jeden komentarz usunięty, czy nawet nie wystawiony i widzę to już jak na tacy. Żałosne

    1. Tutaj nie ma cenzury. Wręcz przeciwnie – przyjmujemy wszelkie komentarze, nawet te z bluzgami, bo i takie są. Nie uznajemy „poprawności politycznej” i nikogo nie banujemy. A opóźnienia w publikacji komentarzy wynikają jedynie z przyczyn technicznych, czyli z ustawienia programu wymagającego „ręcznego” zatwierdzania postów. Po prostu nie chcemy, żeby ktoś „zrobił nam koło dupy” poprzez zamieszczenie np. komentarza w naszym imieniu nawołującego do przemocy, choćby wobec „madek”. Ale generalnie odrzucamy tylko spam. Jeszcze nie zdarzyło się, aby został odrzucony rzeczywisty komentarz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *